Teoretycznie definicja wegetarianizmu jest prosta: jest to dieta bezmięsna. I tyle? No nie do końca. Wiele osób w Polsce wegetarianina utożsami z jaroszem. Sięgamy więc do książki „Historja ruchu jarskiego w Polsce” autorstwa Janisława Jastrzębowskiego. Dowodził on w niej, że słowo jarosz pojmowano niegdyś w nieco innym kontekście..
„Jarosz właśnie po to nie jada mięsa, aby pełniej i swobodniej żyć! A wraz z usunięciem mięsa ginie pociąg i do innych trucizn, a przedewszystkim do alkoholu i kawy. Alkohol, który jest gwałtownie pożądany przy mięsnym obiedzie, zupełnie wstrętnym jest dla jarosza. Jarosz, nie jadając mięsa, poddaje się tylko naturalnemu, ludzkiemu popędowi i pozwala rozwinąć się swemu wstrętowi do mięsa, temu wstrętowi, który od dziecka starannie tępić się staramy”. Cytat może się dziś wydawać zabawny, bo pochodzi z 1908 roku. Choć do dziś wiele osób stara się tępić w dzieciach niechęć do jedzenia mięsa.
Wracając do samych jaroszy. Jastrzębowski pisał, że słowo to definiowane jest błędnie: „Wyrazowi łacińskiemu vegetarius = jarosz, jary, hoży, krzepki (a według Linde’go znaczy on to samo, co jasny, żywy, wiosenny – młodzieńczy) dano mylnie to samo znacznie co łacińskiemu wyrazowi „vegetabilis”, który po polsku znaczy „roślinny”. Jak wykazał bowiem filolog Mayor, między tymi obu wyrazami, „vegetarius” i „vegetabilis”, jest ogromna różnica, gdyż łaciński wyraz „vegetarius” pochodzi od „vegeo” = pędzę, rosnę, a „vegetabilis” od „vegeto” = ożywiam. Staropolski więc wyraz jarstwo musi oznaczać także coś innego, niż zwyczajne propagowanie djety roślinnej! I tak jest w istocie. Przez jarstwo rozumieć należy wszystko co czyni człowieka jarym, krzepkim, mocnym, hożym, pogodnym, wesołym.”
Wegetarianizm jest zatem pojęciem dosyć szerokim, ale dieta ta sprowadza się do niejedzenia mięsa ssaków, ryb, kręgowców i bezkręgowców. Dopuszcza jednak jedzenie ich wytworów (jajka, mleko). Nieco dalej idą jednak, w swych ograniczeniach, weganie.